Ten kosmetyk chyba nie trzeba nikomu przedstawiać – jest to najpopularniejszy olejek, którym
wszyscy zachwycają się od bardzo dawna . Jak to u mnie bywa, dosyć
późno miałam okazję się przekonać, czy te wszystkie pochwały mają w ogóle
odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Nie jestem pewna
kiedy dokładnie go dostałam, było to rozdanie na czyimś blogu, ale mineło tyle
lat od tego momentu, że naprawdę cięzko jest mi przytoczyć dokładną datę. Od otwarcia mamy rok na zużycie.
Oczywiście najbardziej charakterystyczną, i najczęściej zachwalaną cechą tego olejku jest zapach. Piękny, intensywny, słodki. Nie wiem, czy byłabym w stanie używać go w postaci perfum, przez dłuższy czas. Wyobrażam sobie, że jego bardziej skondensowana postać stałaby się trochę przytłaczająca, wręcz mdła. W formie olejku, zapach jest wyczuwalny, ale wiadomo, że nie jest to tak intensywne jak perfumy, poza tym dosyć szybko się ulatnia.
W kwestii pielęgnacji skóry mamy tutaj dobre i złe strony – bardzo zaskoczył mnie fakt, że faktycznie jest to „suchy olejek”, nie ma tutaj tłustości, ciężkości, nic się nie lepi. Potrzebuje tylko kilku minut na wchłonięcie się, ale nie wiem czy bezpiecznym byłoby nałożenie białych ubrań bezpośrednio po aplikacji.
Dostępna jest również wersja o ciemniejszym kolorze, z zawartością drobinek, która pięknie podkreśla opaloną skórę na nogach – wbrew pozorom nawet blade nogi wyglądają z nim lepiej ;)
Wersja, która posiadam zawiera 50 ml, które zapewne wystarczy mi na rok używania – z przerwami w okresie zimowym. Olejek można kupić za około £11/50ml, lub £29/100 ml.
Prześlij komentarz