Krem pod oczy to dla mnie podstawa pielęgnacji. Nie wyobrażam sobie nie mieć żadnego pod ręką - skóra w tych okolicach musi być zawsze nawilżona, ponieważ nie oszczędzam korektora ;)
O marce Origins słyszałam już dawno, ale nie była zbyt łatwo dostępna, a ja lubię coś pomacać przez zakupem. W wakacje, będąc już w UK pojechałam do centrum handlowego, i było tam stoisko Origins. Skorzystałam z promocji, która obejmowała zestaw zawierający pełnowymiarowy krem do twarzy, miniaturkę kremu pod oczy, oraz miniaturkę maskary. Dzisiaj o kosmetyku, który skończył mi się najszybciej ;)
Seria, z której pochodzi krem, ma na celu rozjaśnienie skóry. W składnikach znajdziemy kofeinę, która posiada antyoksydanty oraz walczy z oznakami starzenia się skóry, żeń-szeń, oraz ekstrakt z magnolii, które pobudzają, odświeżają i rozjaśniają zmęczone oczy. Kolor kremu jest różowawy, posiada migoczące drobinki, ale bez obaw - nie są tak nachalne jak brokat, a po nałożeniu korektora i tak ich nie widać. Krem bardzo dobrze nawilża skórę, niemniej u mnie wszystko i tak włazi w zmarszczki, ale to ja ;)
Strona wizualna oczywiście na plus - kolor słoiczka to piękny, ciemny pomarańcz, który od razu daje pozytywnego kopniaka, i kojarzy się z rozjaśnieniem. Dzięki przezroczystości kontrolujemy ubytek kosmetyku.
Jak wiecie, posiadam duże cienie pod oczami, i potrzebuję czegoś o mocnym kalibrze ;) Niemniej widziałam sporą różnicę podczas używania tego kremu. Przede wszystkim, od razu po nałożeniu skóra robi się o wiele jaśniejsza - cienie oczywiście dalej tam są, ale cała około-oczna okolica wygląda na rozbudzoną i ożywioną. Taki mały efekt "wow" :)
Po kilku minutach nakładałam korektor, który od razu wyglądał lepiej, a i duże krycie nie było aż tak potrzebne, bo skóra była po prostu jaśniejsza. Nawilżenie jednak było jak dla mnie odrobinę za słabe, chociaż i tak jedno z lepszych jakie uzyskałam od kremu. Makijaż po czasie nie wyglądał gorzej, nie powstawał "efekt ciasta".
Ciekawostka - miniaturka o pojemności 5 ml, wystarczyła mi na 2,5 miesiąca używania dzień w dzień - nieźle, prawda? Pełnowymiarowy słoiczek ma 15 ml, i kosztuje około 23 funtów.
Znacie markę Origins? Polecacie inne rozświetlające kremy pod oczy?
nie słyszałam o tej marce
OdpowiedzUsuńWłaśnie używam!Ja na nawilżenie nie narzekam raczej a wydajność OGROMNA.
OdpowiedzUsuńWarta poznania :)
OdpowiedzUsuńWydajność jest super, nie spodziewałam się takiej!
OdpowiedzUsuńNiestety dla mnie kosmetyki Origins brzydko mówiąc śmierdzą, więc raczej już się z nimi nie zaprzyjaźnię :)
OdpowiedzUsuńJestem maniaczką kremów pod oka , z chęcią bym wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńBoze boże, jakie piękne opakowanie on ma!
OdpowiedzUsuńTo high five, maniaczko ;)
OdpowiedzUsuńŚliczny kolor, prawda? :)
OdpowiedzUsuńTo mnie zaskoczyłaś ;) Myślałam, że na cienie pod oczami jedynie korektor jest coś w stanie zdziałać a kosmetyki pielęgnacyjne pod tym względem to raczej pic na wodę i fotomontaż ;)
OdpowiedzUsuńMam ogromną ochotę na bliższą relację z Origins ;) Ja też świruje na tym punkcie, teraz mam w użyciu 4 produkty pod oczy, a czuję, że jakaś maseczka by też się przydała ;)
OdpowiedzUsuńWow, ale wydajność! Bardzo mnie zaciekawił ten krem - aż sobie sprawdzę, czy kosmetyki tej marki są dostępne w Polsce.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że zakryje je tylko korektor, ale jeśli krem je chociaż troszeczkę rozjaśni, to czemu nie? :)
OdpowiedzUsuńOj tak, maseczkę też bym chciała pod oczy :) Jest jedna z GlamGlow, ale droga :(
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia :( Kiedyś sprawdzałam, to nie były, ale mogło się pozmieniać :)
OdpowiedzUsuńWydajność niesamowita. Mam ogromną ochotę na jakiś produkt Origins i chyba skorzystam z pomocy koleżanki i coś sobie sprowadzę do PL.
OdpowiedzUsuńJak ma Ci kto pomóc, to jak najbardziej sprowadzaj :) Jakby co, również mogę pomóc :)
OdpowiedzUsuńKażdy nos inny :D
OdpowiedzUsuńTeraz będę miała dylemat ten czy all about eyes ;)
OdpowiedzUsuńTen z Clinique? O nim też coś słyszałam, chyba doczytam sobie coś jeszcze :)
OdpowiedzUsuńWidzę nowy avatarek! Ślicznie na nim wyglądasz :)
OdpowiedzUsuńCo do tematu postu, to ja również nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez kremu pod oczy. A ten nawet gdzieś mam, właśnie miniaturę, ale jeszcze nie używałam. Ciekawe, czy również będę tak zadowolona :)
Nowy, ale stary :D Chyba sprzed 2 lat ;) jedno z nielicznych znośnych zdjęć :))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu - jeśli nie męczysz się z wielkimi cieniami, to myślę, że spokojnie będziesz zadowolona z efektów jakie daje :)
bardzo chętnie coś bym z origins wypróbowała, najlepiej jakąś maskę do twarzy albo właśnie krem :)
OdpowiedzUsuńMarkę znam, ale polecić nic nie mogę, bo sama jeszcze nie miałam okazji jej wypróbować. Niemniej jednak z ciekawością czytam wszelkie recenzje i ostrzę sobie pazurki. Fajna opcja z kupnem miniaturki - 5 ml to wcale nie tak mało, szczególnie jeśli chodzi o krem pod oczy.
OdpowiedzUsuńOpakowanie jest śliczne, ten pomarańczowy słoiczek kojarzy mi się z Clinique All about Eyes, choć po konsystencji widzę, że znacznie się różnią :)
Maski są również na mojej liście :)
OdpowiedzUsuńTen z Clinique znam, i chyba w przyszłości go zakupię :)
OdpowiedzUsuń5 ml generalnie wydaje się malutką ilością, ale w fakt - trakcie używania widać ile tego jest :)