30 lip 2018

Nowości ostatnich miesięcy



Wiadomo co jest najlepsze z wyjazdów - zakupy oczywiście! Tak się fajnie ułożyło, że wyjazd do Krakowa wypadł podczas słonecznych i przyjemnych dni, tak więc by nie marnować czasu na chodzenie po sklepach, większość zakupów miałam zaplanowane i zamówione wcześniej - oczywiście trafiło się kilka niespodziewanych, ale dokupiłam jedynie produkty, na które miałam ochotę już wcześniej.
Miałam więcej kosmetyków do kupienia, ale niestety budżet mnie powstrzymał - nadrobię przy następnym wyjeździe (też w tym roku!).

Z Moja Farma Urody skusiłam się na Olej do demakijażu "Zielony Koktajl", wodę strukturyzowaną "Ziołowy Botox"(jej zadaniem jest natychmiastowy lifting i odświeżenie skóry) oraz olej z pietruszki. Wszystko inne co widzicie, to dorzucone gratisy, które mnie bardzo zdziwiły po otwarciu paczki - przecież zamówiłam o wiele mniej rzeczy! Wpadło nawet masło do ciała o pełnym wymiarze, olej do twarzy z linii zielony koktajl, jak również wersja z marchwią. Będzie co testować! 



  W kwestii oczyszczania twarzy, zaplanowany miałam tylko Detoxifying Black Cleanser od Boscia (w ogóle miło było zobaczyć ich ofertę. Szkoda, że nie mamy Sephory w UK..). Bielenda wraz z Tołpą wpadły do koszyka dzięki promocji w Rossmannie. Produkty Tołpy lubię, ten żel miałam już wcześniej, i idealnie nadaje się np. po zmyciu makijażu - jest bardzo delikatny.



  Do włosów skusiłam się na produkty Biofficina Toscana. Zaciekawiła mnie opcja własnoręcznego przyrządzania mieszanki, z użyciem skoncentrowanego szamponu (wzięłam dodający objętości + oczyszczający) z dodatkiem hydrolatu (szałwiowy, stymuluje i wzmacnia) wraz z wodą. Dobrałam do tego butelkę do wymieszania wszystkich składników, oraz olejek ochronny. Jestem ciekawa, czy się z nimi polubię.



  W jednej z drogerii znalazłam dosyć popularną wcierkę na porost włosów. Aktualnie używam Jantar i Pharmaceris H (obydwa lubię i widzę efekty), tak więc spore nadzieje pokładam również w tym sprayu.
Kolejna rzecz z Tołpy - czarna maseczka do twarzy. Chciałam dokupić jeszcze peeling z tej serii, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć :(



  O maseczkach Chic Chiq zrobiło się głośno na Instagramie, a, że ja glinki lubię, to skusiłam się na próbki wszystkich rodzai - rewelacji się nie spodziewam, ale jeśli będą przyjemne w stosowaniu i będą dobrze działać na skórę, to może i do nich wrócę (p.s. przesyłka do UK jest w całkiem rozsądnej cenie!).



Babuszka Agafia skusiła mnie maską drożdżową do włosów, którą miałam na liście od niepamiętnych czasów. Dlaczego skusiłam się dopiero w Polsce, widząc ją na sklepowej półce? Sama nie wiem, ale jest, również mam nadzieję, że wyjdzie naprzeciw swojej świetnej reputacji. Jako drugą maskę mamy tutaj wersję z awokado od Organic Shop - ich produkty też są bardzo udane, pięknie pachną, więc czemu miałabym jej nie wziąć?
Na końcu wpadła mi w oczy oferta Mokosh, na którą też się czaiłam od jakiegoś czasu, niestety ów sklep nie posiadał sporego asortymentu, dlatego pokusiłam się jedynie na sól do kąpieli / peeling.  Pachnie przyjemnie, oby zdzierał porządnie.



  Mayka Skincare wpadła mi w oczy również na Instagramie (kusi bardziej niż niejeden blog!), dlatego do koszyka w końcu wpadło dosyć popularne serum truskawkowe. Na początku nie byłam do tego pomysłu przekonana, ten składnik sprawiał, że całe to serum wydawało mi się mocno tandetne i generalnie do kitu, ale dobre opinie wygrały. W gratisie wpadły miniaturki kremu pod oczy i z witaminą C. Firma wprowadziła też jabłkowy olejek do demakijażu, na który już zacieram ręce ;)

Od tamtej pory trochę nowych rzeczy jeszcze wskoczyło, ale chyba nie będę tworzyć kolejnego posta z nowościami. Chociaż...? ;)

Znacie któreś kosmetyki z mojej listy?

22 mar 2018

L'oreal Botanicals, Coriander Strength Potion


Od jakiegoś czasu moje włosy znów zaczęły gorzej wyglądać. Nie wiem co było przyczyną, zapewne po prostu blond dał o sobie znać, chociaż farba czy rozjaśniacz nie miały z nimi kontaktu od dawna. Zaczęłam poświęcać im więcej czasu, prawie tyle jak za początków włosomaniactwa, i w końcu wzięłam się za czytanie i wyszukiwanie jakichś ciekawych nowości.

L'oreal jako marka włosowa absolutnie nigdy mnie nie kusiła - po prostu była na półkach, ale zawsze przeze mnie omijana. Jakiś czas temu pojawiła się u nich linia Botanicals do włosów, która obiecuje bardziej naturalną pielęgnację. Nie wiem czy do końca tak jest, w składach już od dawna się nie orientuję, ale udało mi się znaleźć kilka dobrych opinii o odżywce bez spłukiwania do osłabionych włosów. Zawsze brakuje mi czegoś, co mogę zostawić na włosach po myciu, ewentualnie użyć następnego dnia do nawilżenia, dlatego pomyślałam, że warto wypróbować. 


Produkt dostajemy w plastikowej, ciemnej butelce zaopatrzonej w pipetę. Sam produkt jest dosyć rzadki, dlatego łatwo się nakłada. Zapach ziołowy, ale kolendry nie byłam w stanie wyczuć ;)
W teorii produkt nakładamy na wilgotne jak i suche włosy, i pozostawiamy. Ma zapobiegać ich łamaniu, nawilżać, i sprawiać by lepiej się prezentowały wizualnie. 

Butelkę wykończyłam niedawno i powiem szczerze, że nie zauważyłam nic specjalnego. Trochę lepiej rozczesywały się po niej włosy, nawilżenie było znikome, a w kwestii ich łamania...w zasadzie nic tu się nie zmieniło. Dolna połowa moich włosów jest aktualnie w dość kiepskim stanie, jak to po blondzie, ale nie zauważyłam, by ten produkt miał wpływ na ich poprawę. Wydaje mi się, że lepiej się sprawdzi przy włosach mniej zniszczonych. Jego zaletą jest zapach, i fakt, że absolutnie włosów nie obciąża, nie sprawia, że się szybciej sklejają.

Nie jest to zły produkt, jednak w tym momencie jego działanie jest dla mnie za słabe, potrzebuję większego nawilżenia, ale nie wykluczam powrotu do niego, gdy tylko stan włosów mi się poprawi. Póki co pozostaję przy olejkach :) 

Odżywkę można kupić w większości drogerii, cena to £9.99 (około 45pln, czyli już nie tak mało!).

12 mar 2018

Helsinki


Tak sobie pomyślałam, że po rocznej przerwie w blogowaniu nie będę rzucać się od razu na szczegółowe recenzje (i szczerze mówiąc nie wiem, czy mam ochotę znów takie pisać), dlatego zaproszę Was na szybką relację z Helsinek. Miałam okazję tam pojechać podczas służbowego wyjazdu, i miasto mnie zauroczyło - temperatura za to mniej :) 
Zdjęć mało, ale też czasu na nie brakowało, dlatego zebrałam wszystko, co zdołałam uchwycić - zdaję sobie sprawę, że to taka zapchaj-dziura, a nie porządny post, ale doszłam do wniosku, że mam ochotę wrzucać tutaj więcej zdjęć z wyjazdów, nawet krótkich, dlatego od tego zaczynam powrót na bloga.


Ulice, architektura bardzo przypominają mi Kraków, dlatego poczułam się bardziej jak u siebie niż gdy spaceruję londyńskimi ulicami (po dobrych kilku latach)....przyjemne to uczucie!


Wnętrza są bardzo "scandi", często pomieszane ze stylem lat 70tych, co daje ciekawe połączenie :) Powyższa łazienka i kominek całkiem mnie zauroczyły!


Jestem ogromną fanką steków, ten był przepyszny, tylko dlaczego taki mały? ;) Nie było niestety czasu na wypróbowanie lokalnych przysmaków, czy tradycyjnych dań, ale jeszcze to sobie odbiję!


Bye, bye Helsinki!  I will be back ;)

22 lut 2017

Kiehls, Creme de Corps


Są takie marki, które lubimy, chociaż nie zawsze nam się sprawdziły. W przypadku Kiehl's miałam dokładnie taką samą sytuację - nie sprawdził mi się zarówno szampon Amino Acid (tak wysuszonej skóry głowy nie miałam od dawna), ani Midnight Recovery Concentrate (przy dłuższym używaniu bardzo mnie zapycha, ogromna szkoda!!). Jednak za każdym razem, jak ta ćma do światła, czytając o innych, ponoć dobrze działających, produktach tej marki, instyktownie mam ochotę po nie sięgnąć.

Z balsamem do ciała była dokładnie taka sama sytuacja -  przeczytałam kilka pozytywnych opinii, oczka się zaświeciły, więc zakupy zostały dokonane ;) Tutaj muszę dać plusa za spory wybór pojemności, nieczęsto się to zdarza. Zdecydowałam się na 125 ml, bo nie wychodziło drogo (£18), a idzie to całkiem szybko zużyć.

Samo opakowanie balsamu bardzo mi sie podoba - przezroczysta butelka, prosta etykieta, całość bardzo ładnie się prezentuje. Balsam, jak widać, ma żółtawy kolor, dość gęstą konsystencję, dlatego trochę trzeba się namęczyć z wyciśnięciem go z butelki (tutaj zdecydowanie mamy przewagę wyglądu nad praktycznością). Można również nabyć balsam w słoiku, co zdecydowanie ułatwi wydobywanie produktu. Zapach jest praktycznie niewyczuwalny, więc nie ma obaw, że prędko się znudzi, lub zacznie denerwować.

Działanie jest dobre, aczkolwiek na pewno nie "cudowne" jak to nieraz czytałam. Owszem, balsam dobrze radzi sobie z suchą skórą, chociaż w sytuacji, gdy jest bardzo źle, to potrzebuje kilku aplikacji, żeby porządnie ją nawilżyć. Niestety, nie utrzymuje dobrego stanu skóry - jeśli nie nałożę go przez, powiedzmy, 2 dni, to znów zaczyna się przesuszać. Także posiadaczkom bardzo suchej skóry niekoniecznie go polecam. Nie zauważyłam również  efektu "rozjaśnienia" bo i z czymś takim się spotkałam. Nie posiada on żadnych drobinek, więc nie rozumiem skąd to skojarzenie. Owszem, skóra wygląda lepiej, dobrze odbija światło gdy jest gładka i nawilżona, ale można taki efekt osiągnąć każdym dobrym balsamem, nie czarujmy się już ;)

Widziałam jeszcze wersję przypominającą mus, trochę lżejszą, więc możliwe, że w przyszłości po nią sięgnę. Oryginalna konsystencja może i jest przyjemna, ale na dłuższą metę sprawdza się jak inne, podobne, balsamy nawilżające. Czy warto wydawać na niego więcej niż ogólnie dostępne produkty? Według mnie niekoniecznie, natomiast jeśli zależy Wam na ładnym wyglądzie, to dlaczego nie (wersja dla oszczędnych: przelać do butelki z Kiehl's inny produkt, od razu pomieszczenie + zdjęcia ładniej wyglądają). Balsam dostępny jest w pojemnościach i cenach: 75ml/£9, 125ml/£18, 250ml/£28, 500ml/£47.

Znacie balsam Kiehl's?
Nightly Wolf ©
design by march17