Wiadomo co jest najlepsze z wyjazdów - zakupy oczywiście! Tak się fajnie ułożyło, że wyjazd do Krakowa wypadł podczas słonecznych i przyjemnych dni, tak więc by nie marnować czasu na chodzenie po sklepach, większość zakupów miałam zaplanowane i zamówione wcześniej - oczywiście trafiło się kilka niespodziewanych, ale dokupiłam jedynie produkty, na które miałam ochotę już wcześniej.
Miałam więcej kosmetyków do kupienia, ale niestety budżet mnie powstrzymał - nadrobię przy następnym wyjeździe (też w tym roku!).
Z Moja Farma Urody skusiłam się na Olej do demakijażu "Zielony Koktajl", wodę strukturyzowaną "Ziołowy Botox"(jej zadaniem jest natychmiastowy lifting i odświeżenie skóry) oraz olej z pietruszki. Wszystko inne co widzicie, to dorzucone gratisy, które mnie bardzo zdziwiły po otwarciu paczki - przecież zamówiłam o wiele mniej rzeczy! Wpadło nawet masło do ciała o pełnym wymiarze, olej do twarzy z linii zielony koktajl, jak również wersja z marchwią. Będzie co testować!
W kwestii oczyszczania twarzy, zaplanowany miałam tylko Detoxifying Black Cleanser od Boscia (w ogóle miło było zobaczyć ich ofertę. Szkoda, że nie mamy Sephory w UK..). Bielenda wraz z Tołpą wpadły do koszyka dzięki promocji w Rossmannie. Produkty Tołpy lubię, ten żel miałam już wcześniej, i idealnie nadaje się np. po zmyciu makijażu - jest bardzo delikatny.
Do włosów skusiłam się na produkty Biofficina Toscana. Zaciekawiła mnie opcja własnoręcznego przyrządzania mieszanki, z użyciem skoncentrowanego szamponu (wzięłam dodający objętości + oczyszczający) z dodatkiem hydrolatu (szałwiowy, stymuluje i wzmacnia) wraz z wodą. Dobrałam do tego butelkę do wymieszania wszystkich składników, oraz olejek ochronny. Jestem ciekawa, czy się z nimi polubię.
W jednej z drogerii znalazłam dosyć popularną wcierkę na porost włosów. Aktualnie używam Jantar i Pharmaceris H (obydwa lubię i widzę efekty), tak więc spore nadzieje pokładam również w tym sprayu.
Kolejna rzecz z Tołpy - czarna maseczka do twarzy. Chciałam dokupić jeszcze peeling z tej serii, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć :(
O maseczkach Chic Chiq zrobiło się głośno na Instagramie, a, że ja glinki lubię, to skusiłam się na próbki wszystkich rodzai - rewelacji się nie spodziewam, ale jeśli będą przyjemne w stosowaniu i będą dobrze działać na skórę, to może i do nich wrócę (p.s. przesyłka do UK jest w całkiem rozsądnej cenie!).
Babuszka Agafia skusiła mnie maską drożdżową do włosów, którą miałam na liście od niepamiętnych czasów. Dlaczego skusiłam się dopiero w Polsce, widząc ją na sklepowej półce? Sama nie wiem, ale jest, również mam nadzieję, że wyjdzie naprzeciw swojej świetnej reputacji. Jako drugą maskę mamy tutaj wersję z awokado od Organic Shop - ich produkty też są bardzo udane, pięknie pachną, więc czemu miałabym jej nie wziąć?
Na końcu wpadła mi w oczy oferta Mokosh, na którą też się czaiłam od jakiegoś czasu, niestety ów sklep nie posiadał sporego asortymentu, dlatego pokusiłam się jedynie na sól do kąpieli / peeling. Pachnie przyjemnie, oby zdzierał porządnie.
Mayka Skincare wpadła mi w oczy również na Instagramie (kusi bardziej niż niejeden blog!), dlatego do koszyka w końcu wpadło dosyć popularne serum truskawkowe. Na początku nie byłam do tego pomysłu przekonana, ten składnik sprawiał, że całe to serum wydawało mi się mocno tandetne i generalnie do kitu, ale dobre opinie wygrały. W gratisie wpadły miniaturki kremu pod oczy i z witaminą C. Firma wprowadziła też jabłkowy olejek do demakijażu, na który już zacieram ręce ;)
Od tamtej pory trochę nowych rzeczy jeszcze wskoczyło, ale chyba nie będę tworzyć kolejnego posta z nowościami. Chociaż...? ;)
Znacie któreś kosmetyki z mojej listy?