Do tej maski byłam bardzo dobrze nastawiona, w końcu pojawiała się wielokrotnie na blogach. Z reguły była zachwalana, także moje oczekiwania były dosyć wysokie. Zbierałam się do jej zakupu długo, ciągle znajdowałam coś innego, albo po prostu tańszego, ale nie dało się już dłużej tego odwlekać ;)
Jak sama nazwa wskazuje, maska zawiera miód manuka, znany ze swoich nawilżających właściwości. Do tego działa antybakteryjnie, oczyszcza skórę, likwiduje wypryski. W składzie znajdziemy dodatkowo ekstrakt z Nowo Zelandzkiej choinki Pohutuwkawa, zawierającej przeciwutleniacze. Zapach jest cudowny, połączenie wanilii i mandarynki zdecydowanie poprawia humor ;)
Maska zamknięta jest w estetycznej, MINIMALISTYCZNEJ (bardzo ważny punkt dla wielu osób) tubce. Osobiście taki pomysł nie do końca mi się podoba, zawsze jakieś niewyciśnięte resztki pozostaną, a nie wiem jak z jej rozcinaniem - wydaje się dość twarda. Zobaczymy pod koniec, nie lubię marnować produktów.
Co do konsystencji maski - tutaj spotkała mnie największa niespodzianka. Przyzwyczajona jestem do zasychających na twarzy produktów, o silnym działaniu oczyszczającym, matującym skórę. Jednak maska Antipodes jest lekka, praktycznie bezbarwna. Bardzo szybko się wchłania, pozostawiając lekko świecącą, lepką warstwę. Nie do końca wiedziałam jak się nią obsługiwać, na ile zostawiać, jaka ilość jest potrzebna, dlatego w tym momencie nakładam jej całkiem sporo, zostawiam na trochę dłużej - przynajmniej godzinę. Nie ma obaw, że ktoś przestraszy się dziwnej susbstancji na mojej twarzy, a i podczas mówienia nic się nie osypuje (na pewno znacie ten ból!).
Co do właściwości, to na pewno nie zaznacie tutaj takiego oczyszczenia jak w przypadku np. REN Detox Mask, niemniej efekty i tak są bardzo dobre - skóra jest mocno nawilżona, zaczerwienienia złagodzone. Wyspryski goją się o wiele szybciej, a twarz w dotyku jest zdecydowanie gładsza. Myślałam o pozostawieniu jej na całą noc, ale większość znalazłaby się na poduszce, a trochę szkoda mi tak marnować produkt. Miałam duże wymagania wobec maski, i oprócz zaskoczenia konsystencją, to jestem zadowolona z działania - nadaje się do częstego użytku nawet dla osób z cerą suchą. Bardzo polecam :)
Co do konsystencji maski - tutaj spotkała mnie największa niespodzianka. Przyzwyczajona jestem do zasychających na twarzy produktów, o silnym działaniu oczyszczającym, matującym skórę. Jednak maska Antipodes jest lekka, praktycznie bezbarwna. Bardzo szybko się wchłania, pozostawiając lekko świecącą, lepką warstwę. Nie do końca wiedziałam jak się nią obsługiwać, na ile zostawiać, jaka ilość jest potrzebna, dlatego w tym momencie nakładam jej całkiem sporo, zostawiam na trochę dłużej - przynajmniej godzinę. Nie ma obaw, że ktoś przestraszy się dziwnej susbstancji na mojej twarzy, a i podczas mówienia nic się nie osypuje (na pewno znacie ten ból!).
Co do właściwości, to na pewno nie zaznacie tutaj takiego oczyszczenia jak w przypadku np. REN Detox Mask, niemniej efekty i tak są bardzo dobre - skóra jest mocno nawilżona, zaczerwienienia złagodzone. Wyspryski goją się o wiele szybciej, a twarz w dotyku jest zdecydowanie gładsza. Myślałam o pozostawieniu jej na całą noc, ale większość znalazłaby się na poduszce, a trochę szkoda mi tak marnować produkt. Miałam duże wymagania wobec maski, i oprócz zaskoczenia konsystencją, to jestem zadowolona z działania - nadaje się do częstego użytku nawet dla osób z cerą suchą. Bardzo polecam :)
Znacie Aura Manuka Honey Mask?
Bardzo bardzo mnie ciekawią kosmetyki tej marki :)
OdpowiedzUsuńNa pewno są warte poznania :)
UsuńBardzo ją lubię i chętnie stosuję, szczególnie w okresie zimowym gdy skóra jest bardziej wrażliwa i przesuszona. Jednocześnie koi, nawilża i oczyszcza. A zapach ma bajeczny, to fakt :)
OdpowiedzUsuńSpróbuj ją zastosować jednak na całą noc, efekty są jeszcze lepsze! ;)
Chyba tak zrobię, chociaż szkoda mi ją wcierać w poduszkę :)
UsuńMuszę przyznać, że brzmi bardzo obiecująco! Jednak na ten kosmetyk akurat się nie skuszę, natomiast inne tej marki chętnie wypróbuję.
OdpowiedzUsuńDlaczego na ten nie? Ja mam ochotę na ich olejek Divine :)
Usuńciekawe są :)
OdpowiedzUsuń"są"?
Usuńnie znam jeszcze tej maski ale chetnie ja wyprobuje! :)
OdpowiedzUsuńWarto :)
UsuńOjj, ciekawi mnie ta maseczka już od bardzo dawna! Z tego co piszesz, pewnie super sprawdziłaby się zwłaszcza zimą ;) Szkoda, ze te kosmetyki nie są łatwiej dostępne ;(
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Galilu nie ma ich w ofercie? Albo Mintishop? Ewentualnie pozostaje Lookfantastic/Feelunique, które mają darmową przesyłkę :)
UsuńMnie bardzo podoba się szata graficzna Antipodes, no i tubki bardzo lubię :) A maseczka może być fajna, choć nieczęsto sięgam po te oczyszczające, to taką delikatniejszą, czemu nie.
OdpowiedzUsuńTo pewnie byłabyś z niej zadowolona :)
UsuńPierwszy raz widzę tą maskę, aż dziwne, że wcześniej się na nią nie natknęłam... ;)
OdpowiedzUsuńTo faktycznie dziwne, chyba na większości blogów się pokazała :)
UsuńDla mnie ta maska, to HIT :) i spora część oferty Antipodes trafia w moje potrzeby. Gdybym miała wybrać produkty, do których wracam i wracać będę, to na pewno maska oraz krem pod oczy. Serum Apostle wyparł Iwostin z kwasem laktobionowym, tonery zastąpiłam innymi, z kremami mam mieszaną relację (najlepiej wypadł ten z avocado, ale to krem dla mnie na jesień i zimę), sera zasługują na uwagę i pewnie któreś z nich jeszcze kupię. Wybór byłby łatwiejszy gdybym nie poznała olejku Pai, koncentratów z Liqpharm i sporej oferty marki Oskia :) A mam ochotę na dłuższy kontakt z ofertą Pai, używam aktualnie ich czyścika do twarzy i OMG <3
OdpowiedzUsuńKrem pod oczy na pewno kupię :)
UsuńChcę jeszcze olejek Divine, Pai wiadomo, no i to Apostle mnie zaciekawiło :)
A nie mów o czyściku PAI, czytałam o nim i wszyscy go zachwalają, a trochę kosztuje :(
A ja bardzo chciałabym wypróbować REN właśnie,\
OdpowiedzUsuńz masek oczyszczających lubię peeling Phenome, szpinakową Origins.
Polecam REN, bardzo!
Usuń