30 paź 2016

Wibo, Diamond Illuminator

Nieraz pisałam, że przy moim typie cery, rozświetlanie to ostatnia rzecz na której mi zależy. Jednak ostatnio tzw. "zdrowy błysk" zaczął mi się podobać - nawet jeśli trwa on u mnie tylko chwilę. Zaczęłam rozglądać się za rozświetlaczem, a wiedziałam, że wybieram się do Polski, dlatego od razu zdecydowałam się na zakup zachwalanego Wibo. Za marką nie przepadam, jeszcze będąc w Polsce omijałam ich stoisko, nie zachęcała mnie ich oferta. Gdyby nie blogi, to nie miałabym pojęcia o tym produkcie.


Opakowanie nie rzuca na kolana, ale nie ma co spodziewać się cudów w tak niskiej cenie. Jednak póki co nie pękło, nic się nie dzieje, więc nie narzekam - liczy się wnętrze!
Dostajemy tutaj pięknie mieniący się rozświetlacz w dość uniwersalnym kolorze - nie jest w różowej tonacji, ale też nie nazwałabym go całkiem ciepłym, dzięki temu przypadnie do gustu raczej każdej karnacji. 


Nie ma tutaj kiczowatego brokatu, nic się nie osypuje ani podczas nabierania na pędzel, ani w czasie aplikacji. W ciągu dnia również nie wędruje w inne części twarzy, pozostaje na swoim miejscu (nawet pomimo posiadania tłustej cery!).

Powiem Wam, że odkąd go używam, nie wyobrażam sobie już makijażu bez niego. Ląduje u mnie na łuku brwiowym, w wewnętrznych kącikach oczu, łuku kupidyna, oraz oczywiście na policzkach. Zdarzają się u mnie czasem dni, gdy jest duszno i parno, i wtedy odpuszczam go sobie, bo i tak się błyszczę, ale na szczęście nadchodzą coraz zimniejsze, szare dni, w czasie których rozświetlenie cery jest wręcz konieczne! Od razu czuję się lepiej, zdrowiej (nawet jeżeli to tylko wishful thinking ;)). Wcześniej nie sądziłam, że punktowe nałożenie takiego produktu zmieni cerę na lepszą, ale jednak pozory mylą. W lecie wyląduje w szufladzie, teraz się nim nacieszę do woli.

Jest łatwo dostępny i tani, cena oscyluje w okolicach 10 zł. Warto się mu przyjrzeć, może nie należy do kategorii drogich/eko/instagramowych marek, ale naprawdę jest godny uwagi!





Znacie jakieś inne, godne polecenia rozświetlacze?

20 paź 2016

Pat&Rub, Smoothing toner

Zacznę może tak - zajawiłam się na ten tonik od początku jego pokazywania się na blogach. Nie miałam w asortymencie nic nawilżającego (z reguły sięgam po kwasy/produkty ściągające pory), ale pomyślałam, że może skóra się trochę odwdzięczy za inne traktowanie. Dość długo nie miałam do niego dostępu, w końcu zamówiłam za pomocą rodziny z Polski. Tutaj taka dygresja - więcej się w takie kombinowanie nie bawię - jeśli sklep jest za granicą/za droga wysyłka/ brak Paypala - na pewno nie robię tam zakupów. Szkoda czasu i pieniędzy.

Tonik dostajemy w białym opakowaniu - jest prosto, minimalistycznie (aha!), estetycznie. Główną gwiazdą opakowania jest zamknięcie - zamiast klapki/pompki, mamy tutaj zakrętkę, którą należy lekko przekręcać w jedną stronę, by pojawił się mały otwór. Bardzo fajne rozwiązanie, wygodne, nie ma obaw, że butelka nam się otworzy w podróży. Na pewno po wykończeniu toniku wykorzystam ją na inny produkt, bo nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem.


Tonik ma lekko żółtawy odcień (już nie będę pisać z czym mi się kojarzy), lekki, przyjemny zapach. Składa się całkowicie z naturalnych składników -  Na początku wylewałam go na wacik, ale z czasem przelałam go do butelki z atomizerem. Jest to zdecydowanie bardziej ekonomiczne rozwiązanie. Składa się z samych naturalnych składników - oparty na bazie wody, hydrolatu różanego, lawendowego i rozmarynowego (to wszystko sprawia, że tonik ma dosyć intensywny, ale przyjemny zapach).

Co do działania - produkt pięknie nawilża skórę, nie, żebym tego potrzebowała, ale podczas jego używania nie pojawiają się żadne suche skórki (wbrew pozorom czasem i mnie się to zdarza). Bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy. W kwestii wygładzenia skóry, czy wizualnej poprawy, to nic takiego nie zauważyłam. Tonik mnie nie zapchał, ale też nie pomagał przy gojeniu niespodzianek, czy sprawianiu, że skóra wygląda lepiej. Ot, jak dla mnie to trochę....woda nawilżająca, i tyle.

Na pewno nie zdecyduję się na ponowny zakup - aktualnie skupiam się na innych skórnych problemach, a jakby co mam na oku tonik nawilżający od Fitomed, który ponoć sprawdza się tak samo jak Pat&Rub.

Polecać nie muszę, nieraz czytałam o nim na blogach, ale jeśli macie cerę suchą, podrażnioną, to warto się nim zainteresować. Teraz jeszcze wyszły jakieś problemy z marką, mamy Naturativ, a Kinga Rusin otworzyła ponownie P&R? Ktoś wie, bo ja się średnio interesowałam sprawą? :) W każdym razie, jeśli tonik zniknie, albo zmienią recepturę, to płakać nie będę.

Znacie? Lubicie?
Nightly Wolf ©
design by march17